Krew tężeje. Smarowidła w stawach gęstnieją, trudno się poruszać. Ciało skrępowane setką swetrów, podkoszulek, kilometrem kalesona per noga. Plecy bolą od targania opału z piwnicy. Zima, zima, mróz za mordę trzyma.
W takich oto okolicznościach przyrody przesłała mi swoje nowe dzieło Brenda Lee DVD. Dzieło obłąkane i zimne, przypominające mi „Post” pani Bjork. „First I Love” ma na imię ta płyta.
Dziecięce podkłady przypominają trochę dada-zabawy Cocorosie. Piosenki odrealnione, zepsute, jakby w trakcie ich produkcji układy scalone same dołożyły trzy grosze bez wiedzy Lee. I, niewykluczone, znając Brendę, tak właśnie mogło być.
Płytę należy pobierać stąd: http://birdsong.co.il/. W trakcie słuchania zapomina się o temperaturze do – 20 w skali Celsjusza. Skutki uboczne: przypominać się mogą rzeczy, o których lepiej nie pamiętać.
***
P.S. Zapraszam do foto.