Między inżynierią a sztuką

Przez bramę wypożyczalni samochodów wyjeżdżam o siódmej trzydzieści. Mercedes sprinter 310d mieści osiem osób, perkusję, wzmacniacze, instrumenty, a ponadto skrzynki szampana, worki kokainy – jest też jedno miejsce dla samotnej autostopowiczki. Jedenaście i pół godziny później zabrzmią pierwsze dźwięki utworu „Dziwny wypadek”, który rozpocznie półtoragodzinny występ zespołu Towary Zastępcze.

Czternastego i piętnastego października KS All Stars zagra dwudniową trasę koncertową, na którą złożą się występy w Lublinie i Krakowie. Znów – dwanaście godzin jazdy, godzina grania. Dysproporcja nakładów sił i rezultatów wydaje się dość abstrakcyjna. Jedziesz i jedziesz, czekasz i czekasz. Zanim się doczekasz – już po ptakach. Człowiek jest zbyt zmęczony, żeby czerpać przyjemność z grania, dać z siebie wszystko, zachwycić publiczność.

A rano wsiada w samochód i jedzie dalej, i dalej, i dalej. Wraca do domu, idzie pod prysznic i liczy. Sześćdziesiąt godzin poza domem, z czego trzy (3) spędzone na scenie. Efektywność: 5%. Niewielka. Żaden inżynier nie zgodziłby się na produkcję takiej maszyny.

2 odpowiedzi do “Między inżynierią a sztuką”

  1. To ja się nie dziwię, że Ci sie nie chce jechać w trasy.
    Dla mnie cała zabawa to podróż właśnie. Mądre i głupie gadki w samochodzie. Przesolone zupy w przydroznych barach. Tirówki i inne widoczki… ech…

  2. Taka jest mniej więcej zwracalność inwestycji. 5% poniesionych kosztów przynosi zwrot z nawiązką. Więc może jednak warto.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *