I wieczorami lampa już nie świeci

Śmierć jak kromka chleba. Śmierć jak początek i koniec. Czego koniec, wiadomo aż nadto; czego początek, równie „nadto” nie wiadomo. Oczekiwana i spodziewana, ale nagła: zaskakująca i rozczarowująca. Tak, po śmierci Babci poczułem się rozczarowany. Że to już, tak szybko. Że się nie zdążyło powiedzieć tego, zrobić tamtego. Że prawnuczka nie poznała prababci, tak jak jedno i drugie na to zasługiwało. Że zapach makowca nie opanuje pewnej werandy w Słupsku, przy ulicy Partyzantów.

I wieczorami lampa już nie świeci. (…) Coś sie tu nie zaczyna w swojej zwykłej porze. Coś się tu nie odbywa jak powinno. Ktoś tutaj był i był, a potem nagle zniknął i uporczywie go nie ma.

Ziemia się nie zatrzymała nawet na ułamek sekundy. Gdyby miała się zatrzymywać przy każdej śmierci, dzień i noc nie następowałyby po sobie. Strzyża koło mojego domu nadal płynie, tak samo jak płynęła wcześniej. Autobusy kursują według niezmienionego rozkład jazdy.

Bierze się oddech, wypuszcza powietrze. Nic. Wszystko tak samo. Tylko tyle, że jeszcze jeden adres kolejnego cmentarza należy dopisać do listy odwiedzanych na przełomie października i listopada.

Życzyłaś sobie, byśmy nie rozpaczali po Tobie. Nie rozpaczamy. Ale smutno nam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *