Zabłąkany internauta, który zawita na majspejs Adama Pierończyka (znanego polskiego saksofonisty) ujrzy taką oto złotą myśl:
„Not practiced today? Don’t worry somebody else did.”
Nie ćwiczyłeś dziś? Nie miej wyrzutów, nie turbuj się. Kto inny ćwiczył. Kto inny cię ogra, objedzie, wyprzedzi i pokaże nagie pośladki przy najbliższej okazji. Sarkazmu bijącego z tego stwierdzenia nijak nie da się zatuszować. A sam Adam znany jest z bardzo poważnego podejścia do sprawy. Profesjonalista pełną gębą.
A jednak, nie jeden Oxford jest na świecie uniwersytetem. Istnieją inne szkoły. Na przykład szkoła Tomasza Stańki. Kto sięgnie po jego (auto)biografię (a de facto, wywiad-rzekę), ten szybko zmiarkuje, że bynajmniej nie ćwiczenia były domeną pana Tomasza. Jako młodzian swoje oczywista odbębnił, ale szybko zaczął iść ostro przez życie, racząc się wódką, haszem i amfą na zmianę lub na raz.
Podobno pół litra wypite na czczo wali jak heroina.
Tomasz Stańko ćwiczył tylko przed trasą koncertową. Zajmowało mu to trzy dni, z czego dwa trzeźwiał. W wigilię wyjazdu dął dwanaście godzin bez przerwy (choć tak naprawdę to niemożliwe, wargi wytrzymują ok 1 h grania non stop). I tak wracał do formy. Muzyki szukał gdzie indziej, tam gdzie diabeł siedzi nad przepaścią i liczy: Miles, John, Charlie, Dizzy, Jimmi, Jim, Kurt…
Stańko był twardy. Był z kamienia – to nomen omen ten sam surowiec co chłopaki z Rolling Stonesów. Kondycję weteranów sceny można porównać tylko z kondycją największych gladiatorów aren olimpijskich. Wielu na jego miejscu już dawno by nie żyło. Diabeł lubi podstawić nogę, tym co się chwieją nad przepaścią.
Jeśli więc masz dylemat: pić czy ćwiczyć, lepiej ćwicz. Jeśli zaś pijesz, pozostaje modlić się. Do diabła.
true
true
Panie Kossakowski, świetny tekst. I mocny, i estetyczny, i brzmi pięknie… Jednak interpunkcja to nie rzecz marginalna. To jest główna centrala rytmizacji prozy. A proza bez rytmizacji jak brzmi, wiemy. WEŹ PAN WIĘC POSTAW JAKIEŚ PRZECINKI W DOBRYCH MIEJSCACH.